Cześć!
Ostatnio ja i Zuzia przeżyłyśmy
pewną przygodę, a konkretniej chorobę Zuńki :(
Zaczęło się niewinnie: wzmożony apetyt. Potem jednak
nastąpiły rozwolnienia, załatwianie się w domu, wymioty, wstręt do jedzenia,
obniżona temperatura, osłabienie, bladość, drgawki. Co to może być? Po trzecim
dniu całkowitego niejedzenia pojechałam zmartwiona z mamą do weta i tam
dowiedziałam się, że Zuzia może mieć… babeszję! Niby kleszcza nie widziałam,
ale może mi umknął? Może jednak go pominęłam? Fakt – od kiedy mamy Zuzię (czyli
od maja) sunia miała na początku kleszcza, ale potem była regularnie
zakraplana. Bardzo się bałam, że Zuza ma babeszję, że jest poważnie chora, że
mogę ją stracić… To nie możliwe! Jestem z nią dopiero kilka miesięcy, a ja mam
ją stracić?! Nie możliwe! Dlaczego! Załamana pomogłam postawić Zuzię na stole,
by mogła przyjąć antybiotyk i mogła zostać pobrana krew do badań. Pani
weterynarz pocieszała nas trochę mówiąc, że przy kleszczu zazwyczaj temperatura
jest wysoka… zazwyczaj…
Wychodząc, pani powiedziała, że
jeśli badania wykażą, że to babeszja, to wieczorem do nas zadzwoni i umówimy
się na następny dzień (niedzielę) by podać antybiotyk i inne leki. Mamy się i
tak stawiać co dwa dni. Póki co dała receptę na syrop (dla ludzi, ale można go
też dawać psom). Wsiadłyśmy do samochodu i popłynęły mi łzy… babeszja? Czy
Zuzia przeżyje?
Wieczór tego samego dnia – pani
nie zadzwoniła! To nie babeszja czy wyniki nie przyszły? Ach! Ta okropna
niepewność!
Następne
dni były coraz lepsze: Zuzia była przez 24h na głodówce, potem jadła z
apetytem, normalnie się załatwiała i dobrze wyglądała. Dostawała syropek przez
kilka dni, antybiotyk przyjmowała w sumie 3 razy. Jedyną zaletą tej choroby
było następne miłe zaskoczenie ze strony Zuzi – sunia bardzo grzecznie wylizuje
całą łyżkę syropu i wylizuje palce :) Jeśli chodzi o podawanie
leków, nie ma żadnych problemów!
Dokładnie
nie wiadomo co było Zuzi, ale podejrzewamy jakiś wirus. W każdym razie
było-minęło i miejmy nadzieję, że nie powróci! :D
Zawsze kochałam Zuzię, tęskniłam, gdy byłam
gdzie indziej, ale dopiero w sytuacji gdy mogłam ją stracić, uświadomiłam
sobie, jak wiele dla mnie znaczy ta 5 miesięczna przyjaźń.
Teraz Zuzia
czuje się już całkowicie dobrze. Schudła cały kilogram (teraz waży 9 kg) a że i tak ma
charcikowatą urodę, bardzo wyraźnie widać jej było żebra…
Teraz dostaje tylko leki na sierść, ale o tym w innej notce
;)
Pozdrawiam!
PS I jako bonus, zdjęcie mojego ukochanego nochalka :)
PPS Dziękuję bardzo Korze Pies za pomoc w
podstawowym opanowaniu blogspota :P Nadal się uczę, ale – jak można zauważyć –
blog się zmienia i wygląda coraz lepiej ;)
Uf, jak dobrze, że to nie babeszjoza. :) Czyżby na zdjęciach pojawił się profesjonalny podpis? :P Pozdrowienia dla MiD i Zuzi!
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że już zdrowieje. Pewnie ma ogromny apetyt!
OdpowiedzUsuńZdrówka życzymy :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko dobrze! Ale nawet gdyby to była babeszjoza, to pamiętaj, że to nie wyrok śmierci i można się z tego wyleczyć (jak Bina).
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Wasz blog!
A oto mój
http://binajack.wordpress.com/
Pozdrawiam A&B